Marian Kopf jest malarzem należącym do pokolenia, które kończyło studia w latach pięćdziesiątych, w krakowskiej ASP. Oprócz studiów malarskich artysta podjął jeszcze studia pedagogiczne. Należy więc do pokolenia ludzi, którzy w powojennej Polsce kształtowali charakter szkolnictwa plastycznego, w tym średniego czyli Liceów Sztuk Plastycznych.
Kopf pracował więc w liceum kieleckim ucząc tam malarstwa i rysunku, potem już w krakowskiej WSP w Zakładzie Wychowania Plastycznego wykładał rysunek techniczny. Przez wiele lat ucząc przedmiotu, który, wydawać by się mogło, jest mało wdzięcznym wśród wykładanych młodym plastykom, Marian Kopf— co ujawniło się w pełni na omawianej wystawie — realizował bardzo osobistą koncepcję myślenia i artystycznego działania. Ucząc określonych rygorów i myślowej dyscypliny — wszystko to poddawał jakby „w sobie” stanowczej analizie i osobliwej refleksji.
Nieczęsto brał udział w wystawach — uważając, jak sądzę, swoje malarstwo za rodzaj prywatnego komentarza do nauczycielskiej pracy. Może nie bardzo sobie wierzył, może sądził, że świat jego spraw nie mieści się w oszalałym wyścigu mody i artystycznych trendów. Ale malarstwo towarzyszyło i towarzyszy mu nadal, a wystawa w krakowskim Art-Clubie była, jak sądzę, niezwykłą niespodzianką dla bardzo wielu kolegów artysty, jego rówieśników, uczniów i przyjaciół, którzy spotkali się „na Łobzowskiej” w październikowy wieczór.
Marian Kopf pokazał prawie dwadzieścia obrazów, które — mówiąc najprościej — mieszczą się w konwencji tzw. abstrakcji geometrycznej. Ale myliłby się ten, kto sądziłby, że zobaczymy rytmiczne wykresy, zdyscyplinowane płaszczyzny na siebie zachodzące, geometryczne formy, słowem całą tę klasyczną „rekwizytornię” abstrakcji geometrycznej.Jeżeli wspomniałem o niespodziance, jaką była ta wystawa dla przyjaciół i znajomych, dla kolegów — to dlatego, że wszyscy przyzwyczaili się już do nudnych i nadętych wernisaży, na których nikt nie ogląda obrazów. Tu obrazy oglądali wszyscy, bo sam malarz ze swą pracą dość skrzętnie się ukrywał. Spotkanie przy obrazach, w czasie którego autor opowiadał o swej pracy kolegom (to przecież też nie byle odwaga w dzisiejszych czasach), przypomniało wszystkim obecnym dawne lata, kiedy obrazy były ważne dla malarzy, nawet jeżeli to były nie ich obrazy. A były to lata, w których ZPAP był wspólnotą lubiących się ludzi. W 1983 roku, kiedy zniszczono Związek, bezpowrotnie zburzono te właśnie trudne do zdefiniowania nastroje i koleżeńskie kontakty.
|